Cytrynowy Sernik
Unknown12/11/2013 01:52:00 PM 0 comments

Składniki
  • 250 g serka mascarpone
  • 600 g twarogu śmietankowego
  • 240 g drobnego cukru 
  • 6 jajek
  • 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
  • 4 cytryny (skórka i sok)
  • 80 g zeykłego cukru
  • 80 g zimnego masło
Cytryny sparz, wyszoruj szczoteczką i osusz. Na tarce o małych oczkach zetrzyj skórkę. Z dwóch cytryn wyciśnij sok i przecedź go. Dwa jajka wbij do metalowej miski i roztrzep widelcem. Dodaj sok z cytryny, połowę startej skórki oraz zwykły cukier i wymieszaj. Miskę ustaw na garnku z delikatnie gotującą się wodą. Drewnianą łyżką mieszaj masę, a gdy jej temperatura zacznie rosnąć, dodawaj po łyżce zimne masło, wciąż mieszając. Powinno to zająć około 10 minut. Gęstniejący sos zestaw z ognia i poczekaj, aż ostygnie.

Serek mascarpone, ser śmietankowy i pozostałą startą skórkę z cytryny miksuj 3-5 minut na niewielkich obrotach miksera na gładką masę. Dodaj drobny cukier i miksuj 3 minuty. Wbij po kolei cztery jajka i miksuj. Na koniec dodaj ekstrakt z wanilii.

Wlej masę do szczelnej tortownicy, posmarowanej masłem i wyłożonej papierem do pieczenia. Ustaw na kratce na środku piekarnika, a na dolną półkę wstaw blachę z wodą (3 szklanki). Piecz 60 minut w temperaturze 160 stopni C. Studź 10 minut w zamkniętym piekarniku. Wyjmij i odstaw na 2-3 godziny. Zdejmij obręcz, polej sosem cytrynowym (1 cm) i odstaw na 10-15 minut.

Miam. mniam! Czyli tureckie niebo w gębie :)
Pomibora5/18/2012 12:37:00 AM 6 comments

Selam! Cześć! Hey, hi, hello!

Statystyki mówią, że parę osób skusiło się i przeczytało posta, którym się z Wami przywitałam - domyślacie się, że to koniec! Ba! To dopiero początek!

Ponieważ od jutra robię ze swojego mieszkania bunkier, w którym planuję się zamknąć - rozpocząć i zakończyć pisanie pracy magisterskiej - noc przed postanowiłam pomyśleć o czymś, co przyjemne.
Ileż można wzdychać do swojego mężczyzny na Skype? Pomyślałam sobie "Napiszę posta! I nie byle jakiego! Bo o - jedzeniu!" :)


Nigdy wcześniej nie spotkałam się z nacją tak celebrującą czynność - jaką jest jedzenie. Nigdy wcześniej nie spotkałam człowieka, który jedząc w piątek śniadanie pytał mnie - co zjemy w sobotę na obiad... poświęcając na planowanie go jakichś dwóch godzin + godzina w sklepie ;) Nie ma w Turcji zwykłego wyjścia na "piwko" czy "wódeczkę" :) tam się najpierw JE, po drugie pij.

Ale miałam pisać o "niebie w gębie" :) którego w Turcji daleko szukać nie trzeba, ponieważ każde tureckie danie moim zdaniem - jest specjałem, sztuką samą w sobie!




Polska - Turcja - KEBAB. No tak. U nas miejsc, w których można zakupić kebaba jest więcej niż samej w Turcji ... i tylko z kebabem większość Polaków kojarzy Turcję. Co jest uprzejmie mówiąc - barrrrdzooo nieobiektywne! :)

Fakt - to mięso kuchni orientalnej, nigdy z wieprzowiny! Gdyż w Turcji świnek się nie je :) zwykle to baranina, cielęcina i mięso drobiowe. Wbite to sobie na szaszłyk opieka się i kręci, a Pan ostrym nożem ucina kawały i podaje Państwu :) w różnych formach ... ja miałam okazję jeść w takich:


Adana kebab - zwykle bardzo ostry, poprosiłam o tę łagodniejszą :P


Iskender Kebab - pochodzi z Bursy i tam właśnie go próbowałam :) cienkie plastry mięsa układane są na pide (placku tureckim wypiekanym z mąki pszennej) i jogurcie, następnie polewa się je sosem pomidorowym i masełkiem. Pyszności! Cena jednak mnie zszokowała - w miejscu, w którym jedliśmy - 20 TRL, czyli niecałe 40 zł za porcję ...  



KUMPIR :) 
To ziemniak, który przed upieczeniem jest zawijany w folię aluminiową, wkładany do pieca :D po upieczeniu jest przekrajany na pół, a w środku ląduje masło :) sól i ser żółty kaşar (miękki ser z mleka owczego). Owy ziemniak pieczony i podawany jest w tzw. "mundurku" :) no i pora na dodatki, sosy, co kto chce :D zamawiacie to, na co tylko macie ochotę - cena nie ulega zmianie! Kaloryczne to to... ale raz na jakiś czas można sobie pozwolić! :) My zwykle kupujemy jednego wielkiego, bierzemy dwa widelce i idziemy nad Bosfor. Romantycznie dzielimy się "kartoflem" :) 









Najedliśmy się już mięsa i ziemniaków, to może pora na deser? Och tak. Deserów, których smaku nigdy nie zapomnicie w Turcji nie brakuje :) mój #1 - BAKLAVA! 

baklava na wielkiej blasze :)

 Baklawa składa się z warstw ciasta, które w pewnym sensie przypomina ciasto francuskie - jednak to nie to - ponoć :D przekłada się je orzechami włoskimi (nie próbowałam - uczulenie na orzechy :( ) migdałami lub PISTACJAMI! To mój idealny typ tego deseru! :D dodaje się miód lub syrop şöbiyet (powstającym na bazie masła i cukru). Po wierzchu, co można zauważyć na powyższym i poniższych zdjęciach - polana jest lukrem lub syropem - a na to znowu PISTACJE!

 Mamy też takie w czekoladzie, ale moim zdaniem to już za dużo słodkiego: 


creme de'la creme - baklava czekoladowa!


 Przeglądam galerię ze zdjęciami potraw i nie wiem, jak przetrwam tę noc?! Jak ja przetrwam te najbliższe dwa miesiące, ach bo tak. Spróbuję tych pyszności dopiero pod koniec lipca :) dlatego teraz ćwiczenia, dietka, żeby przygotować się na przyjmowanie tureckiego jedzenia, bo uwierzcie mi, jest pyszne, smakowite i bardzo kaloryczne! Nie wiem, jak magiczną przemianę materii mają Turcy, że nie są grubaskami :)
- ale wróćmy do jedzenia. To może teraz coś niekalorycznego? :)

Zupa! MERCIMEK CORBASI
Zupa, co najdziwniejsze nie jest tam potrawą "obiadową" - jak u nas w Polsce. Zupę można zjeść na śniadanie, lunch, obiad czy kolację. Najlepiej zapamiętałam ZUPĘ Z SOCZEWICY! Miałam to szczęście, że przygotowała ją moja Teściowa więc co tu dużo mówić - była PRZEapetyczna!

mercimek çorbası - na zupie to nie magi - a sos sezamowy ;)

 
Zupa pomidorowa również zajmuje ważne miejsce, jednak hahaha... nie wyobrażacie sobie miny mojego ukochanego, jak powiedziałam mu, że nasza "pomidorówka" to z ryżem albo makaronem :) tam, coś takiego nie istnieje.



PISMANIYE! 

Słyszeliście zapewne o tureckiej chałwie. OK turecka chałwa jest pycha, ale coś, czego raczej nie znacie to właśnie owe pismaniye :D sugar candy i inne, jak zwał tak zwał - wygląda jak włosy, jest przesłodkie i rozpływa się w ustach bardziej niż czekolada, co świstak siedział i zawijał ją w sreberka ;) 




LAHMACUN - jadłam tylko dwa razy, ale strasznie mi smakowało :) ludzie nazywają to po prostu "turecką pizzą" :) to bardzo cienkie ciasto z mięsnym nadzieniem :) oczywiście do tego dodawana są sosy w osobnych mieseczkach, sałatka w postaci pomidorów, sałaty i kapusty.




Coś, co bardzo przypomina krakowskie obwarzanki, które jak nazwa mówi - najlepsze i prawdziwe kupimy tylko w Krakowie. To SIMIT. Taki "prawie obwarzanek" ale o zupełnie innym smaku i TYLKO z sezamem :) kupimy go wszędzie w Istambule. W piekarniach i od sprzedawców na ulicach, w każdej uliczce...A swoją drogą czytałam wczoraj, że chcą opatentować Istambulski simit :) niestety - Grecji się to nie podoba. A bo nie wspominałam ale trwa odwieczna walka pomiędzy Grecją a Turcją o to, które danie, pochodzi, z którego kraju :) no i jest wojna również o simit ;)



Ach! 

TURECKA HERBATA! 
Trzeba o niej napisać pisząc o tureckiej kuchni. Turcy piją herbatę cały czas! Dosłownie! Rano, przed śniadaniem, w trakcie śniadania, po śniadaniu... aż do wieczora. Jest zaparzana non stop, dolewana non stop i ma swój specyficzny smak. Podawana jest w specjalnych "szklankach" o kształcie tulipana, podejrzewam, że widzieliście już takie szklaneczki - niekoniecznie wiedząc, że to tureckie naczynie ;) 

  Herbaty tej nie pije się z cytryną, jest mocna, najczęściej pijana z cukrem.
Ja niestety nie umiem pić herbaty czarnej BEZ cytryny ... i popełniałam kulinarny grzech pod tytułem:
"Przepraszam, czy mogę prosić o plasterek cytryny?" :)







moja wersja z cytryną ;)
























Mam wrażenie, że o jedzeniu mogłabym pisać non stop ... cóż On ze mną zrobił! 
Sama w to nie wierzę, ponieważ całe swoje dotychczasowe życie nie czerpałam przyjemności z jedzenia. Jadłam - bo trzeba. Pytana o ulubioną potrawę, odpowiadałam: "Nie wiem?!" :) 

Pokażę Wam więc, jak wygląda takie typowe, pyszne tureckie śniadanko! 

... a tak wygląda takie w pośpiechu, wykonywane przez kolegę w wersji "ekonomicznej" :P


Pewnie już zauważyliście! 
TAK!

W Turcji nie jada się kanapek! :) 
Na stole leży dosłownie wszystko!
I każdy kęs celebrowany jest niczym ostatnie śniadanie życia.

Co najlepsze, NIE ZNOSZĘ miodu.
A ten z Turcji mnie powalił na kolana :D 



Sami zobaczcie:


A na zakończenie TURKISH DELIGHT :D 

Smaków znajdziecie mnóstwo... miętowe, różane, kokosowe, o smaku pisjacji, bezsmakowe i wiele wiele innych ... moje ulubione to te: kokosowe i czekoladowe - oprószone wiórkami kokosowymi! :D 





Jest godzina 00:31 ... a ja głodna przed komputerem. No cóż. Wypiję szklankę wody, umyję zęby, to mi przejdzie :) 

Pora więc zakończyć kolejny wpis z serii "Serdecznie zapraszamy do Turcji" :D 
Ach, nie macie pojęcia, jak się teraz szczerzę do monitora! :) 


Miłego czytania, oglądania i mycia ślinki kapiącej na klawiaturę :D 
odezwijcie się czasem! A może macie jakieś pytania? Może pamiętacie, jakieś danie z Waszych tureckich wojaży, ale nie znacie nazwy? Chętnie pomożemy! Doradzimy. 


Pozdrawiam,
Marta


PS. Tradycyjnie wideo godne polecenia! 
Coś dla Pań. Reklama biscolata, czekolady popularnej w Turcji, z zakazaną reklamą ;) 



Stambuł. Byłam. Widziałam. Pokochałam.
Pomibora5/02/2012 11:13:00 PM 2 comments

Istambuł. Byłam. Widziałam. Pokochałam.




Pora na odsłonę drugiej cząstki Naszego bloga :) 

Pierwszy - męski, turecki punkt widzenia - już poznaliście. 

Ja - Marta jestem tą II cząstką - polską. Swoją przygodę, rozdział w Istambule zaczęłam całkiem niedawno ale niewiele czasu potrzeba, aby zakochać się w tym mieście, uwierzcie mi!  

Jako, że nasze krainy bardzo się od siebie różnią, pomyśleliśmy, że może warto by było tę iskierkę miłości polsko - tureckiej przekazać dalej i oto jesteśmy :)

 

*
Jedno miasto, dwa kontynenty! Sam ten fakt powoduje, że chce się wiedzieć więcej i jeszcze lepiej poznać Istambuł. Albowiem wierzcie, albo nie - ale części te są zupełnie inne. Do Azji płyniemy promem, jedziemy autem lub metrobusem. Biorąc pod uwagę korki - ale takie korki z prawdziwego zdarzenia! Latem najlepiej wybrać prom :) takie widoczki, mewy, woda obijająca się o statek i opalanie nóg :D i oczywiście robienie im zdjęć - to totalny must have takiego wypadu! :D
Turcy i turyści oczekujący na wejście na prom - w stronę Azji :)


 


jak mówiłam, tak prezentuję :) nogi być muszą :)



tak te maleńkie kropeczki na moście to auta ;) :)

 


 
* 
Strona europejska, pełna turystów, tłumów (dosłownie!), hałas, taksi, która trąbi za nowym klientem na każdym kroku. Z resztą tam wszyscy trąbią... idąc ulicą ma się wrażenie, że to jakiś konkurs, na największą ilość "trąbnięć" :) początkowo bardzo mnie to szokowało, wręcz wystraszało! Za każdym razem, kiedy wychodziłam z mieszkania, podskakiwałam słysząc kolejny klakson. Jak się okazuje, za trąbienie nie ma tam mandatów - bo w taki sposób Pan Taksówkarz informuje, że taksi jest wolna i serdecznie zaprasza przechodnia. Za przechodzenie na czerwonym świetle również nie dostaniecie mandatu. Warto po prostu rozejrzeć się i biec! Po biegu stanąć po drugiej stronie ulicy, do której dotarcie było naszym celem i z satysfakcją spojrzeć radując się, że tego dokonaliśmy :)




koreczek :)















*
Istambuł tętni życiem, uderza nas pozytywną energią! 
I ta multikulturowość! Na każdym kroku! Szczególnie po stronie europejskiej. Turczynki, kobiety zdecydowanie ubrane po europejsku ale i kobiety w chustach, które jak się okazuje mają nawet sklepy ze specjalnymi kostiumami i płaszczami :) Nie wiem, jak to jest ale przybywając tam nawet nie wzięłam ze sobą krótkich wakacyjnych spódniczek, topików i innych "ciuszków". Tak automatycznie poczułam, że nie wypada. I miałam racje. Taksim i wszystkie turystyczne okolice centrum - to mieszanka kultur i turystów, którym ogólnie to wolno wszystko. Jednak uważam, że nieładnie obrażać czyjeś uczucia. Były również dzielnice, gdzie mój osobisty przewodnik nie puściłby mnie w bluzce odsłaniającej ramiona - bo była pełna Pań w burkach czy innych nakryciach głowy i ciała. 
 

















 




 

*
Pływanie ogólnie jest zabronione... ale są szaleni ryzykanci, którym wcale się nie dziwię!  Poza pływakami spotkać możemy delfiny!  Byłam w szoku, kiedy siedząc sobie na murku, przy wodzie po azjatyckiej stronie Stambułu, usłyszałam:
"Marta! Look! Dolphins!":) 









Napisałam, że pływakom wcale się nie dziwię, albowiem Turcja to kraj ciepłym klimatem :) Istambuł słynie z wiatru... dzięki któremu nie czuje się wysokich temperatur. Nie ma nic bardziej przyjemnego niż spacer nad Bosforem, ten wiatr, zapach w powietrzu... ach nie mogę się doczekać kolejnego lata tam!
przepiękne drewniane domy!
  




 *
Przeurocze, czasem również i nie... cyganki proszą o grosz na każdym kroku. Potrafią się nieźle pokłócić o to, dlaczego nie chcemy dać im pieniążków. Jak się kiedyś nauczę tureckiego to Wam przetłumaczę ;) póki co, język turecki należy do grupy "totalnie niezrozumiałych". 









Poza magicznymi słówkami, takimi jak:
dobranoc-
iyi geceler (wiadomo czemu - kultura wymaga :D );
dziękuję- teşekkürler  (słyszy się to słowo na okrągło, Turcy dziękują non stop, za wszystko!)
witaj- merhaba (tego chyba nie muszę tłumaczyć :) )
tak-
evet 
nie-
yok
kocham Cię-
seni seviyorum  (wypadało wiedzieć, jak wyznawać miłość ukochanemu w jego ojczystym języku)
kochanie - bebeğim

deszcz-
yağmur  ( słowo znam, bo tak ma na imię dziewczyna przyjaciela :P )
ser- peynir  ( znam, bo jem tam biały kozi ser na okrągło. Uwielbiam! Ale o kuchni napiszę w następnym poście );
mleko- süt ( nie piję mleka, ale słówko znam :P );
błyskawica- yıldırım (znaczenie nazwiska mojego lubego);
nowy- yeni ( bo słowo nowy - NOWOŚĆ - jest na każdym nowym produkcie, czy nowej kolekcji w sklepach :P a że ja kobieta to po sklepach czasem chodzę!
no i to moja lista słówek... i kilkoma innymi zwrotami nie powiem nic. 
Pokładam wielkie nadzieje w sierpniowym kursie języka tureckiego, na który udam się do Istambułu - będę najbardziej zmotywowaną studentką ze wszystkich i ja im jeszcze pokażę! :) 

*
 Pisząc o Istambule, muszę napisać o kotach! Albowiem mają one szczególne miejsce w sercach mieszkańców tego miasta. Koty spotyka się wszędzie :) są czyściutkie, zadbane i regularnie karmione. Mają swoje kocyki, domki z kartonów... nikt ich nie wygania. I to jest cudne. Jako, że jestem kociarą - robiłam kotom zdjęcia, gdzie tylko popadnie :) sami zobaczcie ... 



kot z Hagii Sofii :)











gołębie z Krakowa podążają za mną wszędzie... jak widać na załączonym obrazku :)



.
*
Ostatnią kwestią, którą chciałabym poruszyć są meczety. Islam, jak wiemy jest religią dominującą w Turcji. Dlatego też codziennie usłyszeć możemy wzywanie do modlitwy, które swoją drogą uwielbiam. I nie potrafię wytłumaczyć, jak dziwnie czuję się po powrocie do Polski, kiedy zza okna nie słyszę tego wręcz radiowego pogłosu, którego nie potrafię przecież zrozumieć ;) Nie miałam możliwości widzieć w środku wielu meczetów, latem wszystkie są pełne turystów... i nie każdy lubi przebierać się w te wszystkie ochraniacze i przebywać w pomieszczeniu pełnym ludzi bez butów :)

przed modlitwą naturalnie obmycie wodą.


żelazne zasady! :D


HAGIA SOFIA
 Wg wikipedii "Hagia Sofia (gr. Ἁγία Σοφία Hagia Sophia, tur. Ayasofya) – kościół w Stambule . Kościół Mądrości Bożej, zwany również Wielkim Kościołem. Monumentalna świątynia bizantyjska, uważana za najwspanialszy obiekt architektury i budownictwa całego pierwszego tysiąclecia naszej ery".

Nic dodać, nic ująć! Cudem ona jest na pewno! Przepiękny, monumentalny budynek, świątynia ... zachwyca pod każdym względem. Wszystko jest takie naturalnie stare i piękne, czuć historię z każdym oddechem, każdym spojrzeniem... i wydaje mi się, że najwięcej powiedzą zdjęcia. Słowa w tym wypadku to zdecydowanie za mało! 









Okazuje się, że w Sofii znajduje się tak zwana kolumna "płacząca", której przypisuje się magiczne właściwości. Hagia Sofia została wybudowana jako kościół chrześcijański - jej oś jest odchylona o 10 stopni od tego tradycyjnego w islamie kierunku. W kolumnie tej znajduje się otwór, do którego należy włożyć kciuk i jeśli pozostałymi palcami jesteśmy w stanie wykonać pełen obrót o 360 st - a kciuk zrobi się lekko wilgotny, spełni to nasze życzenie :) co więcej, wierzy się, że pomoże to przesunąć całą świątynię w kierunku odpowiednim dla świątyni w islamie.
 

 



Więcej o tym, co w Turcji i Istambule następnym razem :) mam nadzieję, że uda mi się chociaż w niewielkim stopniu rozwiać Wasze wątpliwości w kwestii "Lecieć do Istambułu - czy nie?!" 
Oczywiście, że LECIEĆ! :)

Do zobaczenia
M.